czwartek, 7 marca 2013

Happy birthday to me!


Urodziny to taki dzień w roku, który chcemy spędzić w specjalny sposób. Ja uważam ( i nie jestem raczej oryginalna), że najważniejsi są ludzie, którzy nam towarzyszą, oni sprawiają, że jest wyjątkowy. Te urodziny mogę zdecydowanie zaliczyć do najlepszych. Był to najbardziej słoneczny dzień w miesiącu, a dla mnie dodatkowo najsłodszy. Dostałam kilogramy cukru w różnych postaciach :) Mimo wspaniałych prezentów i pogody, najbardziej liczy się dla mnie to, jak wszyscy zaangażowali się, bym spędziła niezapomniany dzień. Nie chcę tutaj wystawiać laurki moim przyjaciołom(chociaż zdecydowanie powinnam), bo obawiam się, że  będziecie tak samo zasłodzeni jak ja, kiedy przeczytacie ten post.

Mogę Wam jeszcze polecić miejsce, w którym zasmakujecie trochę innej galaktyki. Kosmoskosmos na Koszykowej oferuje zdecydowanie przepyszne burgery z domowymi sosami. Ciekawe wnętrze, kolory, zdecydowanie oryginalne miejsce na warszawskiej mapie, które warto odwiedzić.

Tak więc dzisiaj już powróciłam do rzeczywistości. Normalnej diety, szarości za oknem i obowiązków. Nie dostrzegłam jeszcze tylko zmarszczek, które podobno od wczoraj powinny zacząć pojawiać się na mojej twarzy.


Birthday is one day a year that we want to spend in a special way. For each one this word means something else. I think (and I'm not quite original), that the most important are the people who are with us on that day. They make it special. This birthday I can definitely name as one of the best. It was the most sunny day this month, and for me also the sweetest. I got  kilograms of sugar in various forms :) Despite the great weather, what most matters to me is how everyone got involved in order to make that day memorable for me. I do not want to expose the rave reviews here my friends (though definitely I should), but I'm afraid that this whole post will become to treacly.


Today, I came back to reality. To normal diet, grays outside the window and responsibilities. I haven't only see the wrinkles yet, which apparently should start to appear on my face since yesterday.











poniedziałek, 4 marca 2013

Less than a 100 days...


Stukot szpilek, zapach perfum i blask idealnie ułożonych włosów. Wchodząc do hotelowego lobby ma się wrażenie, jakby przekraczało się próg trochę innej rzeczywistości. Wszyscy, których spotykamy codziennie o ósmej rano zaspanych, teraz elegancko ubrani tańczą poloneza. Studniówka, ten wielki wieczór na sto dni przed maturą. Muszę przyznać, że ta niby 'szkolna impreza' zrobiła na mnie duże wrażenie. Otoczka przygotowań i oczekiwań tylko wzmocniła końcowy efekt. Każdy w mniejszym lub większym stopniu przywiązywał wagę do tego wydarzenia. Jest to jednak zakończenie pewnego etapu, któremu towarzyszy ciekawość i pewna doza niepewności, dotycząca tego, co przyniesie nam przyszłość. 

Może za bardzo uciekłam w marzycielskość i egzystencjalne rozterki. Wszystko tak naprawdę, łącznie z czasami męczącymi przygotowaniami było przede wszystkim zabawą. Ja miałam dodatkową przyjemność ze szperania pomiędzy półkami różnorodnych tkanin. Wiele szkiców, pomysłów, krojów i kolorów, i tak skierowało mnie w kierunku klasyki i minimalizmu. Bo jak mawiała Coco Chanel: ,,Prostota jest myślą przewodnią wszelkiej prawdziwej elegancji". 


Clattering high heels,  the smell of perfume and perfectly glowing hair. When entering the hotel lobby you had the impression that you exceed the threshold of some other reality. Everyone we meet every day sleepy at eight o'clock in the morning, now all of them are dressed smart and dancing polonaise. Prom, the big evening that takes place one hundred days before graduation. I have to admit that this kind of 'school party' made ​​a big impression on me. The whole process of preparation and expectation only strengthened the final result. Everyone at more or less degree attached importance to this event. Nevertheless, this is the end of a certain stage, accompanied by curiosity and a certain amount of uncertainty about what the future will bring.

Maybe I zoned out a little bit and became too languorous with all those existential dilemmas. Everything really, including the sometimes tiring preparation was mainly fun. I had the additional pleasure of browsing among the shelves of a variety of fabrics. Many sketches, ideas, typefaces and colors, at the end directed me towards the classics and minimalism, anyway. Because as Coco Chanel used to say: 'Simplicty is the keynote of all true elegance "