piątek, 2 listopada 2012

London calling

Za każdym razem przepraszam, obiecuję i dlatego tym razem nie będę. Zagubiona wśród terminów, deadlin'ów, list i organizerów odkopałam zdjęcia z Londynu, czyli mojej ostatniej wakacyjnej wyprawy. Wniosek jest jeden-straciłam kontrolę nad czasem. To chyba jednak nic nowego, że doba jest za krótka, a wskazówki na zegarach mkną z prędkością światła. Za każdym razem jednak wierzę, że uda mi się to wszystko uporządkować i tym razem również jestem trochę niepoprawną optymistką, co raczej do mnie niepodobne. 

Wracając do Londynu-miasta odważnych stylizacji, Beatels'ów, Shakespear'a, zielonych zakątków, lunchy na trawie i rowerzystów (miłośników dwóch kółek jest tam teraz zatrzęsienie). Ja w tej metropolii spędziłam tydzień i mogę stwierdzić, że po takim czasie miasto trochę męczy. Ciągły pośpiech, godziny szczytu nawet ok.23-tak wygląda codzienność w brytyjskiej stolicy. Z drugiej strony, Londyn ma swój niepowtarzalny urok, szklane wieżowce i szeregi niby jednakowych, a jednak innych domów, z dużymi oknami, o których zawsze marzyłam we własnym pokoju, z pajęczyną linii metra (w której o dziwo się nie pogubiłam) i licznymi pub'ami, w których ok.18 można spotkać grupy mężczyzn z poluzowanymi krawatami i tym tak bardzo uwielbianym brytyjskim akcentem. Muszę też wspomnieć o ruchu lewostronnym, który trochę namieszał w moich europejskich przyzwyczajeniach i sprawiał, że przejście na drugą stronę ulicy stanowiło dla mnie jedno z trudniejszych zadań. Mogłabym jeszcze pisać o czarnych taksówkach, czerwonych budkach telefonicznych, zamkach, twierdzach i innych oklepanych klasykach kojarzonych z Londynem.  Ja prawie wszystkie te punkty z listy "musisz zobaczyć" odwiedziłam i teraz czekam na poznanie miasta z innej strony. Spacerów po galeriach, vintage shop'ach, lokalnych kawiarniach, mniej znanych dzielnicach. Zobaczyć wszystko we własnym tempie, z najnowszym numerem Vogue w torbie i papierowym kubkiem latte.


Every single time I start from apologies, promises and that's why this time I won't do this. Lost in deadline's, lists and agendas i found photos from London-my list trip during summer holidays. There is only one conclusion I've lost control of time. That's probably nothing new that day is too short and clock hands seem like running in the speed of sound. Nevertheless, every time I believe that I will manage to organize everything and now I am this incurable optimist which is unusual for me.

Back to the topic of London-city of daring style, The Beatles, Shakespeare, green corners, lunches on the grass and  cyclists (there is now an abundance of lovers of those two wheels). I spent in this metropolis one week and I can say after such time that the city is a little tiring. The constant rush and peak hours even about 11 p.m.-this is how day-to-day live in British captial looks like. On the other hand, London has its own unique charm, glass skyscrapers and terraced houses with those big windows that I've always dreamt of having in my own room, with multiple underground lines (where I surprisingly haven't got lost) and a number of pubs, at which around 6 p.m. you can meet men with loosened ties and this so much beloved British accent.  I also have to mention the left-hand traffic, which messed up a little with my European habits and made crossing the street one of the most difficult tasks for me. I might also write about the black taxis, red telephone boxes, castles, fortresses and other trite classics associated with London. I've visited almost all of the points from the list of "must see places" and now I'm waiting to get to know the city from a different side. Visiting the galleries, vintage shops, local cafes and lesser-known neighborhoods. See everything at my own pace, with the latest issue of Vogue in my bag and a cup of latte.















































phot. me & Sylwia Le










5 komentarzy:

  1. Witam, nominowałam Twojego bloga do konkursu, więcej informacji u mnie :)

    OdpowiedzUsuń
  2. będąc w Londynie i nie zrobić sobie zdjęcia w budce telefonicznej to jak być w Rzymie i nie wiedzieć Papieża :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Witaj, uwiodły mnie te zdjęcia Londynu (Wyspy to moja miłość), więc też Cię wyróżniłam w łańcuszku. Szczegóły u mnie. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. świetnie! :)
    a u nas na blogu do wygrania buty! zapraszamy na: designerki.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  5. ja już dawno zrozumiałam, że sztuka panowania nad czasem i dniem jest bardzo trudna i do opanowania jej potrzeba wiele, wiele czasu, czasem lat wysiłku ;)
    Londyn, ach zazdroszczę, marzy mi się taki wyjazd by przejść po najmniejszych jego uliczkach ;d
    ps. masz piękny kolor włosów ;)

    OdpowiedzUsuń